Wczoraj nad podkarpaciem przechodziły dość intensywne zjawiska atmosferyczne: od opadów deszczu, po wichury, a na burzach z gradem kończąc.
W miejscowości w której mieszkam, to co się wczoraj działo, nazywano niegdyś oberwaniem chmury. Lało jak z cebra, zaś całości obrazu dopełniały wyładowania atmosferyczne i to one będą powodem niniejszego wpisu.
Opisałem już to co się działo za oknem, ale zawsze ciekawiło mnie, co w trakcie burzy dzieje się w sieci zasilającej. Wszyscy wiemy, że w takim czasie najbezpieczniej wyłączać wszystkie urządzenia elektryczne z gniazdek.
Ale dlaczego?
Jeżeli pioruny uderzają w bezpośrednim obrębie budynku w którym się znajdujemy, to chyba nie ma lepszego sposobu na zabezpieczenie elektroniki. Wobec bezpośredniej siły pioruna wszystkie zabezpieczenia okażą się za słabe.
A jak wygląda sytuacja, gdy wyładowania mają miejsce kilka / kilkanaście kilometrów dalej?
Czy generowane w takich przypadkach zniekształcenia, skoki, czy spadki napięcia są czymś, czym należy się niepokoić?
W dalszej części tekstu będziecie je mogli zobaczyć i sami ocenić.
Dalsza część tekstu zawiera aż 40 zdjęć, więc osoby mające limitowany Internet proszę, aby wzięły ten fakt pod uwagę