Wtedy testowałem zwykłe kabelki USB, które posiadałem od telefonów, czy power banków. Teraz, dzięki uprzejmości firmy Portapow, otrzymałem do testu specjalne kable do ładowania, czyli tzw. charging cables.
Kabel do ładowania portapow. Zdjęcie producenta. |
Porównanie grubości kabla 20AWG (z lewej) do 26AWG (z prawej). Zdjęcie producenta. |
nazwa | moc pobierana z ładowarki (W) | moc oddawana na końcu kabla (W) |
---|---|---|
Portapow czerwony 100cm | 10,1W | 8,9W |
Portapow zielony 100cm | 9,5W | 8,3W |
Portapow czerwony 200cm | 9,5W | 8,2W |
No name czerwony 100cm | 4,6W | 2,1W |
Myślę, że wyniki mogą być dla Was zaskoczeniem, przynajmniej jeżeli chodzi o ostatni kabel. Różnica pomiędzy markowymi kablami do ładowania, a "no name" może sięgać czterokrotności. Wyobraźcie sobie teraz ładowanie power banku, który w idealnych warunkach ładuje się 8 godzin. Użycie złego kabla przedłuży ten czas do 32 godzin! Zamiast naładowania w jedną noc będziemy czekać prawie półtorej doby.
To już jest różnica.
Tym razem przebieg testu postanowiłem nagrać i udostępnić Wam w postaci filmiku.
Ot, postanowiłem się zabawić :)
Traktuję to jako eksperyment. Nie każdy ma do tego predyspozycje, więc nie twierdzę, że najlepiej mi wyszło.
Jeżeli macie ochotę to oglądnijcie i oceńcie - chętnie zapoznam się z konstruktywną krytyką. W swojej ocenie proszę pamiętajcie, że jestem nowicjuszem w tym temacie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo proszę o zachowanie netykiety.